Podróże lotnicze są coraz popularniejsze. Aby możliwe było obsłużenie wzmożonego ruchu pasażerskiego, na całym świecie powstają nowe lotniska. Wśród nich są też takie, których budowa okazała się nieprzemyślaną decyzją.
Niechlubnym europejskim liderem, pod względem nietrafionych lotniskowych inwestycji jest Hiszpania. W pierwszych latach XXI wieku, w czasie rozkwitu gospodarczego kolejne lotniska wyrastały tu niczym grzyby po deszczu. Mimo iż były to wielomilionowe, a nawet wielomiliardowe inwestycje, to niemal każdy region kraju budował swój port lotniczy. Liczono na ogromne zyski, tymczasem wiele z lotnisk oscylowało na granicy opłacalności. W najbardziej kryzysowym 2011 roku zaledwie 11 z blisko 50 portów lotniczych zanotowało przychody.
Hiszpańskie lotnisko-widmo
Najsłynniejszą z nieudanych inwestycji jest lotnisko im. Don Kichota położone niedaleko miasta Ciudad. W założeniach miało zostać one połączone siecią szybkich kolei z Sewillą i Madrytem, a co za tym idzie obsługiwać pasażerów chcących dostać się do tych dwóch hiszpańskich metropolii. Prywatni inwestorzy wyłożyli miliard dolarów, aby zbudować lotnisko z czterokilometrowym pasem startowym i terminalem o przepustowości 10 milinów pasażerów rocznie. Problem polega na tym, że lotnisko w całej swojej historii nie obsłużyło tylu podróżnych. W sumie z usług portu skorzystało zaledwie 31 tysięcy osób.
Port lotniczy powstał w 2008 roku i funkcjonował zaledwie 3 lata. Przewoźnicy bardzo szybko wycofywali się ze współpracy z powodu z znikomego ruchu pasażerskiego. W 2012 roku lotnisko zostało oficjalnie zamknięte, a w 2015 roku wykupiła je za bezcen (zaledwie za 10 tysięcy Euro) chińska firma Tzaneen International. Co Chińczycy zrobią z martwym lotniskiem? Na razie nie wiadomo.
Równie krótka, bo zaledwie czteroletnia była kariera innego hiszpańskiego lotniska. Port Huesca-Pirineos został otwarty w 2007 roku z myślą o wszystkich miłośnikach sportów zimowych przylatujących w Pireneje. Władze lotniska nie uwzględniły tylko tego, że najbliższy ośrodek narciarski znajdował się w odległości 100 km od portu lotniczego, co sprawiało, że pasażerowie woleli korzystać z innych połączeń lotniczych. Na domiar złego, upadła linia lotnicza, z którą współpracowało Huesca, co ostatecznie przekreśliło szanse portu.
Co będzie z Radomiem?
Z wieloma problemami borykały lub wciąż borykają się też polskie lotniska. Najgłośniej jest o porcie lotniczym w Radomiu, ze współpracy z którym w ostatnim czasie wycofywała się linia Czech Airlines. Dlaczego nowo powstałe lotnisko świeci pustkami?
Ryzykowna inwestycja
Eksperci ds. lotnictwa od początku wróżyli mu taki los, argumentując, że nie ma sensu istnienie portu lotniczego w mieście oddalonym 100 kilometrów od Warszawy. Mimo to, za sprawą ogromnych dotacji z budżetu miasta Radomia i innych źródeł, powstało tu lotnisko cywilne, które oficjalnie rozpoczęło działalność w maju 2014 roku.
Przez pierwszy rok istnienia terminal praktycznie nie obsługiwał lotów pasażerskich. W końcu udało się pozyskać dwóch przewoźników: podpisano umowę z Air Baltic na regularne rejsy do Rygi, a następnie z Czech Airlines na loty do Pragi. Czeski operator zrezygnował ze współpracy zaledwie po miesiącu, natomiast łotewskie samoloty wożą głównie powietrze. Choć pasażerów jest tu jak na lekarstwo, to władze lotniska nie poddają się i wierzą, że z czasem port zacznie przynosić zyski.
Pasażerów nie brakowałoby, ale….
Nie zawsze przyczyną zamknięcia portu lotniczego był zbyt mały ruch pasażerski. Zdarzało się, że budowano lotniska, a po ich otwarciu okazywało się, że są nieprzystosowane do obsługi samolotów, które miały na nich lądować.
Przykładem takiego portu lotniczego jest Sheffield City Airport w Wielkiej Brytanii. Za sprawą nietypowego położenia, w otoczeniu 7 wzgórz i u zbiegu 5 rzek, Sheffield przez wiele lat był największym miastem europejskim bez swojego lotniska. W 1997 roku, po szczegółowym przeanalizowaniu warunków geograficznych, zadecydowano o budowie portu z pasem startowym liczącym 1200 metrów, tyle, na ile maksymalnie pozwalało ukształtowanie terenu. Okazało się, że pas jest za krótki dla samolotów niskobudżetowych linii lotniczych, które miałyby być głównym źródłem dochodów dla Sheffield City Airport. Lotnisko walczyło o przetrwanie aż do 2008 roku. Później te tereny wykupili inwestorzy planujący tu wznieść centrum biznesowe.
Wydawałoby się, że taka nieprzemyślana inwestycja to jednorazowa wpadka, a inni wykonawcy, nauczeni doświadczeniem Sheffield City Airport, nie popełniają takich błędów. Nic bardziej mylnego! Znany jest przykład hiszpańskiego lotniska Castellon-Costa Azahar, którego pas startowy okazał się za wąski, a po jego przebudowie, z powodu innych problemów technicznych, port jeszcze długo nie mógł otrzymać pozwolenia na obsługę lotów pasażerskich. Ostatecznie udało się, pierwsze samoloty wystartowały stąd we wrześniu 2015 roku, „zaledwie” w 4 lata po otwarciu portu lotniczego.